Minęlo sporo lat i znów spotykamy Hektora Śmigłego-Śmiałego w jego przytunej bibliotece. Hektora - zająca podróżnika, zajaca ciekawskiego, zafascynowanego różnorodnością kultur, miejsc i istot.
Wrócił właśnie z długiego pobytu na wyspach Indonezji. A że lubi zwiedzać dokładnie, to trwało to sporo czasu. Indonezja to naprawdę duży kraj położony na około 17 tysiącach wysp.
Podróż zaczął od Sumatry gdzie odwiedził Medan (takie rodzinne sentymenty - jego przodkowie spędzili tam trochę czasu) a potem ruszył przez kraj kierując się mniej więcej na wschód.
Zahaczył o niezwykłe jezioro Toba, które powstało w wyniku wybuchu superwulkanu około 74 tysiące lat temu. Odwiedził lud Bataków mieszkających w tych okolicach, słynących między innymi z budowy pięknych wysokich, drewnianych domów.
Po zwiedzeniu Sumatry i kilku okolicznych wysp, ruszył w kierunku Jawy gdzie oczywiście odwiedził stolicę państwa Jakartę i świątynię Borobudur ale też był w wielu mało znanych miejscach. Obejrzał przedstawienia teatru cieni - Wayang Kulit, poznał wspaniałe zwierząta i ludzi. Trochę problematyczne było próbowanie lokalnych dań bo to nie jest łagodna kuchnia a zające nie najlepiej tolerują ostre przyprawy.
Z większych lub bardziej znanych wysp odwiedził też Borneo, Sumbę i Celebes.
Na Bali odwiedził Klunkung - czytał o tym miejscu wcześniej niewesołą książkę. Miejsce okazało się być piękne, a czarna, wulkaniczna plaża robiła niesamowite wrażenie.
Popłynął na wyspę Lombok gdzie odwiedził warsztaty w których tka się ikaty i uczestniczył w zajęciach ceramicznych.
Nie wiem czy wiecie ale właśnie między wyspami Bali i Lombok przebiega linia Wallace'a - linia która jest granicą w występowaniu całkiem różnych gatunków roślin i zwierząt. Na Bali spotkamy gatunki związane z Azją, na Lombok zaś te kojarzące się z Australią.
Wróćmy do Hektora - spędził też trochę czasu na bajecznie pięknej maluteńkiej wyspie Gili Air gdzie, wyjątkowo, tylko odpoczywał. Zajrzał na Komodo by zobaczyć tamtejsze warany - były delikatnie to ujmując - przerażające.
Po tej podróży Hektor wrócił do nas nieco odpocząć, poczytać, nacieszyć się skarbami i poczekać aż mu odrosną wąsy przypalone nad czynnym wulkanem. Dobrze że nic poważniejszego mu się nie stało!
Z czym wrócił? Po pierwsze z nowym tatuażem. Prawe ucho przyozdobił tradycyjnymi motywami z batików (oszalał na ich punkcie). Przywiózł książki, muszlę z jednej z pięknych plaż, naczynie z wyspy Lombok, Wayanga. Jego ulubionym "skarbem" jest wysuszony owoc salaka, który bardzo mu przypomina ogromne warany z Komodo. Prawdziwe smoki!
A wiec Hektor odpoczywa. Czy już planuje nową wyprawę? Tego nie wiem, nic mi nie chce powiedzieć. Pewnie za jakiś czas znów gdzieś na długo zniknie. Może na innym końcu świata a może gdzieś za rogiem.
A teraz już całkiem prawdziwie - rysunek na formacie A4, tusz i akwarela.
Część historii wymyślona ale część oparta na prawdzie. Indonezja nie jest mi obca, choć byłam tylko w jej bardzo niewielkiej częsci.
Smutną książkę czytałam ale nie pamiętam teraz o którym dokładnie miejscu to było. Byłam na Bali, czarną plażę w Klunkung widziałam, byłam na wyspie Lombok, usiłowałam garnek wytoczyć, różnica związana z linią Wallace'a jest niesamowita. Byłam też na Lemboganie i Gili Air.
Przywiozłam batiki, ikaty, kilka naczyń, książki i potężną dawkę wspomnień. Bardzo dużo zwiedzałam. Jedna z książek, ta zielona na zdjęciu poniżej, pojawia się też na półkach u Hektora. Zawsze mi bardzo pomaga gdy chcę nawiązać do indonezyjskiej sztuki.
Ależ to było dawno!


















