Za porządne szycie (tzn większych rzeczy niż skrócenie czegokolwiek) zabierałam się od dawna. Właściwie to zbierałam się do powrotu bo mam już na swoim koncie jakieś kiecki, spódnice, spodnie nawet ale robiłam to w zamierzchłych czasach.
Na pierwszy ogień poszła sukienka - bo na nie mam ostatnio ogromną chętkę.
Nie wiem czy to był dobry pomysł żeby to była akurat ta i z tego materiału ale jakoś przebrnęłam.
Problemów było kilka. Po pierwsze sam wykrój był przygotowany na tzw "małe kobietki" a ja krasnalem nie jestem. trzeba było powiększyć. Po drugie model
128 z Burdy 5/2011 ma "wór" na plecach co mi się nie podobało a materiał który miałam dodatkowo całkiem się do tego nie nadawał (dość sztywny kojarzący się z jeansem). Trzeba było te plecy zmodyfikować - mogło wyjść lepiej ale sobie wybaczam ;)
Sztywny materiał zmusił mnie ostatecznie do zrezygnowania z kołnierzyka co przyjęłam z lekkim żalem. Bo lubię kołnierzyki.
Potykałam się jeszcze wielokrotnie, przy czym tylko się dało. Na szczęście sukienka ma być taka do biegania na co dzień więc na niedociągnięcia przymykam lekko oko ;)
Dziś zrobiłam jej kilka zdjęć z różnymi dodatkami - tak trochę na wyrost bo pewnie nosić ją będę w wersji bardzo prostej.
(chyba wolałabym fotkę jej zrobić na manekinie ale drań ma ze dwa rozmiary mniej niż ja więc kiecka wisi na nim jak szmata.... rozmarzyłam się ... ach mieć manekina regulowanego.... i jeszcze jednego takiego który wygląda.... ach.... ten którego używam nie dość że niezbyt ładny to nie mój)
2. poszalałam z
koralikami i rękawiczkami koronkowymi (Kulka - tak to te od Ciebie :D)
3. ciągle zimno (dziś ledwo 4 stopnie) więc wersja na ciepło z kapeluszem, koralikowymi bransoletkami (
tą i
tą) i
broszką babci:
4. a jak wrócą śniegi to nie zawaham się użyć wełnianego beretu ;)
małe zbliżenie na materiał:
i na sooooczyście różową podszewkę
:D
bardzo jestem ciekawa opinii.
:)