Na początku stycznia dostałam nagłego amoku i zamiast wykonywać zadania "oprawiłam" ceramiczny kwadrat w różności. Nauczyłam się przy okazji robić koralikowe trójkąty.
Potknęłam się dopiero boleśnie gdy chciałam nadziać gotową zawieszkę na zaplanowaną tasiemkę. Tym razem wyraźnie wyobraźnia źle podpowiadała... bo w wyobraźni wyglądało to fajnie a na żywo biednie.
Zaczęło się kombinowanie. Pomysłów było kilka a skończyło się jak widać na użyciu aksamitki.
Aksamitka też nie jest "normalna" bo takie dostępne w pasmanteriach są zazwyczaj paskudnie sztuczne, "nienoszalne" i mają brzydkie kolory.
Czy jeszcze gdzieś można dostać bawełniane aksamitki?? Mam kilka takich z pradawnych czasów - co za miękkość, kolor inny, taki mniej chemiczny.
Niestety jedyna znośna w dotyku, odpowiednio szeroka aksamitka była biała. Postanowiłam zaszaleć i ją zafarbowałam. Dorzuciłam jak zwykle, na wszelki wypadek pęczek nici....
Jakimś cudem aksamitka wyszła w kolorze idealnym, ten sam kolor złapały nici. Oczywiście spodnia część i brzeg aksamitki (baza na której jest "futerko") były dużo jaśniejsze i mnie denerwowały.
zszyłam zatem wstążkę i teraz jest dwustronnie "mechata", brzegi gęsto obszyłam nićmi które miałam już gotowe, do tego bajeranckie zapięcie (pod spodem z dodatkowym zabezpieczeniem) i gotowe.
:]