w czerwcu jak zwykle mam wrażenie, że nie nadążam, że mało czasu... ale dopiero w lipcu wpadnę w panikę....
to oznacza że zbliża się Jarmark Dominikański.
tym razem będziemy (cały "Syndykat Artystyczny" = Pan Srebrny z Poznania, Pan od butów z okolic Krakowa, gdzieś pomiędzy nimi ja i Kasia filcowankowa, która nie wiem czy jest zaliczana do Syndykatu ;) oraz możliwe niespodzianki) w innym miejscu ale o tym dokładniej napiszę później.
cisza na blogu i na FB oraz opóźnienia w odpisywaniu na emalie, komentarze itp wynikają z tego że chwilowo ( i mam nadzieję wrócić do tego we wrześniu) pracuję podwójnie. po drugie jak dorosły człowiek, odpowiedzialny itp. dostałam pracę i duuuużo gadam z ludźmi - ciekawa odmiana :D
po pierwsze w końcu pomysły zbierane już długo zaczęły pojawiać się w glinie.
na zdjęciu powyżej - z przed dwóch dni - łyk kawy, pęczek inspirującej lektury obrazkowej i wróbel wyrywający się z gliny.
na zdjęciach dzisiejszych:
stos książek gotowych do ostatecznego pobudzania umysłu
zakładki lądują w odpowiednich miejscach....
a potem jest chaos i bałagan, wszędzie latają kartki, kawałki kalki, foremki, ołówek ciągle gdzieś mi znika
dziś z tego wyniknął karp całkiem elegancki oraz kilka drobiazgów.
mam nowy pomysł na kafle.
ciekawe czy dobry.
to się okaże "w praniu".
a miedzy tymi dwoma dniami było 12 + 6 godzin "normalnej" pracy :)
ps. pamiętam o ptaszkach. lepię kolejne, część już dawno sucha czeka na wypał...
:)