W końcu mi się udało.
Najpierw, już dość dawno temu przygotowałam sobie odpowiedni kawałek ceramiki i namalowałam na nim majolikowo zajączka. Kiedyś był już podobny obrazek i po kilku pytaniach czy nie mógłby być naszyjnikiem postanowiłam taki zrobić.
Co zabawne widziałam ten mój obrazek noszony jako naszyjnik!
:D
Ceramika była gotowa, teraz tylko oprawić.
Chciałam ciut delikatniej niż to robiłam ostatnio. Wymyśliłam sobie mniej więcej jak to zrobić (schematy do mnie nie gadają.... muszę sobie sama wymyślić choćby już było przez kogoś wymyślone ;)) ) i zaczęłam pracę. To chyba był najgorszy dzień .... od rana do jakiejś 15 godziny szyłam i prułam, szyłam i prułam, nic mi nie wychodziło, usypiałam na siedząco i stojąco... masakra. Tego dnia nie zrobiłam nic i już myślałam, że trzeba będzie na dłuższy czas się z zającem pożegnać, ale kilka dni później złapałam igłę, nić, koraliki i "chwilę" później miałam gotową oprawę.
Tylna część jak zobaczycie na zdjęciach poniżej została podklejona szarym zamszem.
Aksamitkę uznałam za połowicznie brzydką... jest naprawdę miła, miękka i ładna z prawej strony ale lewa.... paskudna. Nie pierwszy raz marudzę, że jakieś brzydkie te aksamitki które są dostępne w pasmanteriach.
Cóż było czynić... zrobiłam aksamitkę dwustronną, oczywiście całkiem "bez sensu" wszystko zszywając i obszywając ręcznie ;)
Naszyjnik jest długi ale spokojnie można go nosić "na krótko" co widać na poniższym zdjęciu.
Lubię gdy tył jest też dopracowany. Lubię takie drobiazgi których niby nie widać a są. Lubię dobrać idealny guzik na zapięcie. Lubię ładne podszewki w ubraniach. Lubię ciekawe podeszwy butów.
...