Ten naszyjnik ma bardzo długą historię.
W lutym tego roku pokazałam Wam
naszyjnik z małą rybką. Dosłownie kilka dni później napisała do mnie Pani E., pytając czy może go mieć dla siebie. A tu okazało się że rybka już ma swoją szyję.
Szkoda.
Ale może mogłabym na zamówienie taką rybkę zrobić, może ciut większą bo w nazwisku taka większa się czai. W pierwszej chwili oczywiście się wystraszyłam - bo "zamówienie" to temat bardzo ciężki i wynika to z kilku rzeczy.
Bo proces powstawania jest bardzo długi, kiedyś Wam to opiszę, zaczęłam do tego tematu robić zdjęcia.
Bo gdy mam zrobić coś konkretnego to nagle ręce bardziej lewe i znika mi subtelność ;)
Ale nagle przypomniałam sobie, że ja mam przygotowaną ceramikę właśnie z odpowiednią rybą. Przed chwilą znalazłam zdjęcie jeszcze niewypalonego elementu ceramicznego zobaczcie
TU i zwróćcie uwagę na datę - sama jestem zdumiona kiedy nad tym pracowałam.
Samo oprawienie ceramiki poszło szybko ale "zawiesiłam się" strasznie nad wstążką. Dwa miesiące minęły zanim doszłam z nią do porozumienia. Pierwszą uszyłam na maszynie, nieco zbyt szeroką, jedwab mi umykał - wyszła nieco krzywo, po przeciągnięciu przez metalowe oczko zaczęła wyglądać nie najlepiej. Szukałam do niej guzika by zapięcie było bardziej "bajkowe" niż zwykłe metalowe. Każdy guzik w sklepie wydawał się zbyt plastikowy, ceramiczne niby pasowały kolorem ale nie formą, te z muszli miały złą barwę.
Ostatecznie wstążkę uszyłam ręcznie a guzik znalazłam w "skarbach".
Mam takie pudełko z kamieniami, minerałami, muszlami, szkiełkami i kilkoma bursztynami i między innymi był w tym pudełku woreczek kamyków z naszyjnika mojej babci. Naszyjnik nie był zbyt piękny, rozpadł się, podejrzewam że pochodził z któregoś pobytu babci w sanatorium. Może w Szklarskiej Porębie? Może gdzie indziej. Składały się na niego nieregularne bryłki minerałów. A wśród nich jeden zielony. Idealnie pasujący do koloru jedwabiu i ceramiki.
Przyznam Wam że bardzo lubię jak tak historia się układa że aż ciężko wierzyć w przypadek.
Nawet jeśli to tak długo trwa.
Nawet jeśli po drodze dopada niemoc ;)
Ale za to na deser dowiaduję się że naszyjnik bardzo się podoba.
:)