rety... to już jutro ... jeszcze tyle pracy.... od jutra Jarmark Dominikański. całe stado magnesów będzie tam ze mną też. oczywiście przypominam o akcji "za dwie sztuki jedna" a przy okazji o lokalizacji stoiska :)
Zanim przejdę do tematu dzisiejszego posta przypominam o naszej SDS-owej akcji na Jarmark. Szczegóły w poprzednim poście lub TU :)
A teraz do tematu....
Wczoraj rano wypakowałam jeszcze ciepłe kafle i inne drobiazgi z pieca. Na kaflach koty z folkowymi paskami w tle.... Kolejne kafle do pomalowania tego dnia też z kotami....
Wypakowane kafle powędrowały tam gdzie wszystkie prawie wykończone kafle (już tylko haczyki przykleić), te do pomalowania na stół. Kawa zrobiona, po pierwsze lubię, po drugie pogoda "nostalgiczna" trzeba sobie podratować ciśnienie - może uda się zapakować piecyk do wieczora (jak zwykle się łudziłam - nie udało się, dziś kończyłam) Włączyłam radio. Moje ulubione radio. A tam nie dość że Pan, którego nie lubię słuchać, to na dokładkę tego dnia (zazwyczaj bawi mnie to co proponuje muzycznie, jak gada puszczam mimo uszu) puszcza muzykę, która mnie niemal wykańcza. Sięgnęłam po płyty.... ta nie... przejadła mi się.... ta też nie.... usnę.... ta też .... jakaś taka... o! Yat-Kha. Pracowało mi się cudnie! I całkiem nie wiem czemu głos Pana Kuvezina kojarzy mi się mruczeniem takiego starego sierściucha po przejściach ;> Tym bardziej gdy śpiewa xöömej (styl kargyraa) czyli śpiewem gardłowym styl na literkę k :). To aż w pięty drapie!!
Wszystko mi się poskładało w taką dziwaczną mieszankę kocio-folkową przyprawioną rockowymi gitarami.
już za chwileczkę, już za momencik ruszy w Gdańsku Jarmark Dominikański - od 31 lipca do 21 sierpnia niemal całe centrum Gdańska zamieni się w jeden wielki targ ze stoiskami ze sztuką, rękodziełem, starociami i innymi niepowtarzalnymi przedmiotami. kto był, ten wie o czym mowa, kto nie był - czas najwyższy żeby zobaczył :) oczywiście na Jarmarku nie może też zabraknąć nas czyli Kasi i mnie, sprzężonych razem jako duet Sztuk Dwie Sztuki. nasze stoisko z ceramiką i filcami znajdziecie na Rybackim Pobrzeżu, pomiędzy hotelem Hanza (tuż obok niego) a Żurawiem (bardzo charakterystyczna budowla, widoczna z każdego punktu nad Motławą). dokładną lokalizację obrazuje poniższa mapka.
dla przemiłych gości blogów Kasi, mojego i Sztuk Dwie Sztuki wyszykowałyśmy pewną niespodziankę - wystarczy się zgłosić do nas podczas jarmarku, podać tajne hasło (zawarte w tytule posta), zakupić po jednej pracy od każdej z nas, a my Was obdarujemy drobnym upominkiem naszej wspólnej produkcji. oczywiście poza drobnym upominkiem możecie liczyć na entuzjastyczne przyjęcie, wyjątkową obsługę oraz miłą konwersację ;). ujawnijcie się!
Jak obiecałam będzie rozwiązanie zagadki porannej. Magda trafiła jako pierwsza. brawo! tak to dokładnie wygląda przed wypaleniem. żeby nie było żadnej "wtopy" pomagam sobie próbkami kolorów.
a tak to wygląda po wypaleniu
a tu cała seria. wraz z zieloną gąską i "złotym" żurawiem. od góry: 1. fragmenty motywów zdobniczych. japońskich 2. gąska. jw 3. żuraw. jw 4. motywy zdobnicze z japońskiego kimona z 18w. wg tej książki
Właśnie wyjęłam ostatnie rzeczy z pieca z wczorajszego "kolorowego" wypału. Jeszcze gorące. Jak bułeczki :) Właściwie wszystko udane. Żadnych tragedii wielkich. Jeden drobiazg nieudany ale to moja wina. Poprawi się :D
Zanim cokolwiek pokażę będzie mała zagadka. poniżej fotki "brzydkich kaczątek" czyli kafli tuż przed włożeniem do pieca. Ciekawa jestem czy zgadniecie jakie kolory (dwa główne) pojawiły się po wypaleniu. Tym co mają styczność że szkliwami pewnie nie sprawi moja zagadka problemu.
Rozwiązanie zagadki dziś wieczorem lub jutro rano. :D
Pędzę nastawiać kolejny kolorowy wypał. No malować to co włożę do piecyka.
tak... to tylko to może być. temperatura na termometrze na zewnątrz +31 temperatura we wnętrzu +28,9 a ja włączam piecyk i zadaje mu lekko ponad 1000 st.
... za górą, za rzeką i oceanem (jak w bajce niemalże).... tam właśnie mniej więcej są niezwykłe orientalne kraje. ... ale czemu ja o tym piszę??
Zaczęło się od prostego toczka - fascynatora, który w razie potrzeby może stać się również naszyjnikiem lub broszką. Wyszedł taki trochę japoński. Tak z resztą zakładałam. Kwiatki miały udawać wiśniowe, koraliki ciut kojarzyć się z takimi wiszącymi elementami ozdób do włosów które z całą pewnością jakoś fajnie się nazywają ale ja nie wiem jak...
no i jakby tu go pokazać. różowy nie jest może być na mojej głowie. Na mój potok skojarzeń wpłynęły chyba upały.
japońskie - sushi (ach... i moja ulubiona sałatka z fasolki - cudowne danie na upały) - miejsce gdzie pierwszy raz jadłam takie smakołyki a upalnie było jak ostatnio w naszym kraju - Bali - Indonezja - babcia i dziadek.
No to wyszła z tego niezła mikstura
Toczek z ceramicznymi kwiatkami które udają wiśniowe, w tle japońskie papiery od Molli udają obraz, fikus który udaje że ma coś wspólnego z bambusem, a kiecka niczego nie udaje, jest autentyczna, ma jakieś 50 lat i została uszyta dla babci na drugim końcu świata a od jakiś dziesięciu jest moją ulubioną sukienką.
a na koniec kilka fotek wspominkowych. Bali 2002. to były nieziemskie wakacje w środku zimy.
wybaczcie jakość - chyba powinnam je jeszcze raz zeskanować ale jak sobie pomyślę że to ponad 600 fotek to aż mi się zimno robi.
Gorąco. Pracy nieziemska ilość. Po długiej przerwie znów robię kafle i znów robię to z przyjemnością. Przerwa się przydała.
Przeraża mnie trochę szybko uciekający czas. Jarmark już za chwilę, już za momencik. Jak zwykle pewnie wpadnę w ostatniej chwili na jakiś fajny pomysł i nie zdążę zrealizować. Pewnie kilku tych z ostatnich dni też nie zdążę zrobić do końca. A ciekawe czego zapomnę zrobić bo mi umknie.
Pogdybałam, pomarudziłam. Do pracy rodacy!
..ach... chyba z Kasią szykujemy malą niespodziankę związaną z Jarmarkiem. Ale o tym później....
Laura to oczywicie kolejna panna z Historii Pań i Panien. czyli Sztuk Dwie Sztuki wracają po przerwie spowodowanej różnymi nieoczekiwanymi zwrotami akcji. Tym razem naszyjnik niewielki, z ceramicznym oczkiem, obszyty koralikami, cekinami....
oczywicie ciągle pod górkę lekko jest.... ale za to pewna rozmowa telefoniczna dzis, sprawila że niemal latam pod sufitrm z radosci i nie wiem czy spać będę mogla :D :D :D....
firefox mi rozrabia. strasznie. nie rozumiem go! nie rozumiem dlaczego! (zmusza mnie do korzystania z IE a tu mi niektóre polskie literki rozrabiają. też nie rozumiem i nie chce mi się wnikać. leń!!)
gliny nie dowieźli. dzis miala być. teraz ma być we wtorek. a Jarmark już za chwilę. po trzech tygodniach nieobecnosci u siebie (najpierw Jarmark w Poznaniu o którym pisalam w poprzednim poscie, potem jeszcze niemal tydzień na weselu z poprawinami do szescianu!) zamiast pięknie przygotowanej ziemi do zasiania trawnika zastalam .... las. las skrzypów i innych chwastów. trzeba bylo wypielić. wypielilam. uf. może i dobrze że wyroslo co mialo wyrosnąć teraz mniej tego w ziemi będzie. ziólka rosną porzeczka się przyjęla, tarnina też.
jak tylko pojawią się fotki ze slubu i wesela co o nim w nawiasie powyżej, pochwalę się nowym fascynatorem który to panna mloda nosila na glowie. ależ była impreza!
a na koniec fotka. po tych wszystkich imprezach jak nastał w końcu swięty spokój poszłysmy z Magdą na spacer po ląkach.... najszczęsliwszy był chyba pies :D
oczywicie nie jest tak że nic nie zrobilam. ależ owszem - mam nowy fascynator ale po pierwsze brak sprzętu żeby mu fotkę zrobić (muszę pożyczyć od dobrej siostry) po drugie chcialabym tradycyjnie na glowie mu zrobić fotkę ale na mojej się nie da. bo sobie wyobraziłam blondynkę, anielską w kwiecistej sukience. blondu brak, anielskosci też, sukienki też. i nie do paszczy mi w tym różowym strasznie!