Zapowiadałam depresję..... i jest. Ale tylko w sensie geograficznym.
Tu gdzie mieszkam, mam tuż obok morze (a właściwie zatokę), Kaszuby co mają w sobie wszystkiego po trochu - górki, jeziora, rzeki, cuda wianki i jest pięknie a z drugiej strony krainę płaską jak deska w dodatku częściowo położoną poniżej poziomu morza. To co wystaje powyżej powiedzmy sobie szczerze też duże nie jest. Moja encyklopedia nie wyraża się w tym temacie ale gdzieś wyczytałam że niewiele ponad 10 m n.p.m.
Żuławy kojarzą mi się z jesienią. Z mgłą, ogłowionymi wierzbami i mieszkającymi w nich duszkami, demonami, lamiami. Melancholią....
Wiatrakami, domami podcieniowymi, polami.
Ciągle dobrze nie pozwiedzałam tych okolic. Trzeba będzie w końcu to zrobić. Tym bardziej że marzą mi się tam zdjęcia (tylko zrobić to co na nich chcę pokazać, tylko znaleźć wspólnika.....), że pooglądałabym porządniej domy podcieniowe - przepiękne! i parę innych rzeczy których nigdy nie widziałam.
Naszyjnik dziś udało mi się skończyć a na nim oczywiście żuławska wierzba jesienią.
To co działo się za oknem, te chmury co niemal haczyły brzuchami o drzewa, co chwilę padający deszcz... aż trudno uwierzyć że to środek lata.
Ktoś stwierdził całkiem trafnie - LIPCOPAD.