czwartek, 29 marca 2018

Złoty księżyc, czyli o tym jak popełniłam dużo błędów i jestem z tego zadowolona.


Nie wiem czy to pamiętacie ale w zeszłym roku, jesienią brałam udział w warsztatach introligatorskich i uczyłam się robić porządny, szyty notes w twardej oprawie. Już wtedy po głowie pętały mi się przeróżne pomysły związane z tym tematem. W trakcie zajęć zrobiłam szybkie notatki i sporo zdjęć (tu w tym wpisie można część tych zdjęć zobaczyć -> "Pojechałam na warsztaty i sama zrobiłam notes."). Szybkie notatki częściowo zapisałam porządnie wracając z Warszawy autobusem ale część miałam dokończyć już w domu... i przepadło. Coś mnie rozproszyło, coś wciągnęło, wierzyłam jak zwykle że wszystko zostanie w głowie ;) Chyba nigdy się nie nauczę by trochę mniej w to wierzyć. 
Na szczęście miałam zdjęcia. Brakowało mi paru detali, pewnie gdybym zapytała o nie to dostałabym odpowiedź ale tym razem postanowiłam być jak ta Zosia - Samosia.
Przez to Zosiowanie popełniłam całe stadko błędów ale bawiłam się świetnie, trochę się nauczyłam i następnym razem z całą pewnością będzie lepiej.


I tak oto powstała mała książeczka. 
Na zbyt sztywnym papierze - bałam się że na cieńszym nadmiar tuszu i wstawki akwarelowe mogą narozrabiać.
Szyta zbyt grubymi lnianymi nićmi - bałam się że cieńsze przetną kartki - takim jestem tchórzem. 
Niezbyt równo przycięta. Trochę mi przy tym rozmiarze wszystko uciekało a gilotyną nie dysponuję (ech! marzenie) więc cięłam zwykłym nożem do papieru.
Z wyklejką ratunkową, troszkę udawaną - coś nie tak poszło i musiałam pewne detale zamaskować. 
Książeczka zawiera szesnaście małych rysunków, wszystkie, czasem niezbyt dosłownie, krążą wokół księżyca. O inspiracjach napiszę poniżej. 
Oprawiłam ją we własnoręcznie barwiony jedwab. Z przodu wyhaftowałam małą gwiazdkę.


Postanowiłam że głównym tematem będzie księżyc. Ograniczyłam sobie paletę kolorów do czerni, brązu i złota oraz bieli kartek.
Udało mi się zamknąć ją w rozmiarze 5 x 6,8 cm. 


Część obrazków to po prostu moje ulubione desenie - łuski, sześciokąty czy rąby udające kafelki i wkomponowanym w nie motywem księżyca. 


Ale sporo z obrazków to efekt obejrzenia filmu "Podróż na Księżyc" (La voyage dans la Lune) autorstwa Georges'a Mélièsa z 1902 roku. To krótki, zaledwie kilkunastominutowy, niemy film na podstawie powieści Jules'a Verne'a A powieści tego autora uwielbiałam czytać gdy byłam dzieciakiem. I bardzo lubiłam ilustracje książkach, które mam w domu. To też była spora dawka inspiracji.




Jeśli macie ochotę obejrzeć film to spokojnie znajdziecie go na YouTube.
Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo rozśmieszyło mnie gdy okazało się że na księżycu rosną... grzyby! (8:44) One mnie prześladują wszędzie, nawet w pozaziemskim klimacie.



I tak sobie krążyłam wokół tematu, rysowałam książycowe obrazki doprawiając je akwarelą i złotym tuszem.




Wyszukiwałam co raz to jakieś nowe skojarzenia, słuchałam piosenek z księżycem choćby w tytule (znacie jakieś?) i naprawdę przy tym wszystkim fajnie się bawiłam.



Książeczka miała być elementem większej całości ale po pierwsze nie udała mi się idealnie a po drugie gdy już ją skończyłam zabrakło czasu na zrobienie reszty.



Stwierdziłam że nie będę działać na siłę. Tym razem to była lekcja, może następnym razem, gdy już uda mi się poprawić wszystko co trzeba, przejdę do dalszych etapów. 
A może zrobię po prostu kolejną rysowaną, małą książkę. Nie obawiajcie się, tego błędu nie popełnię, nie wezmę się za pisanie ;)


Na deser link do filmu - widać na nim jak przewracam kartki :D
Wygląda to jakbym z nią strasznie walczyła ale choć wyszła zbyt sztywna aż tak źle nie jest. Trudno mi było ją utrzymać w punkcie gdzie aparat łapał ostrość a chciałam mieć rozmyte tło ze światełkami. Na dokładkę przy obrazkach podrasowanych złotem chciałam tę złotość pokazać, a tu wróciła zima, śnieg i mrok. 
Film daleki od choćby poprawności więc tylko dla ciekawskich ;)


poniedziałek, 26 marca 2018

Kot na swetrze w swetrze.


W ogóle nie planowałam dziś żadnego wpisu, żadnych zdjęć, żadnego chwalenia się.
Z najnowszym rysunkiem muszę poczekać - będzie niespodzianką.
To nad czym aktualnie pracuję - dziwny naszyjnik - tak nazwijmy to na razie, zajmie mi jeszcze sporo czasu. 
Zielone kolczyki wciąż nie mają zdjęć.

Żeby ruszyć dalej z naszyjnikiem musiałam zwolnić jednak mały tamborek a na nim od listopada siedziały niedokończone haftowane koty. Wymyśliłam je sobie jesienią jako taką szybką, fajną robótkę ale choć fajna to już przy pierwszym kocie okazało się, że szybko nie będzie.
Powstała wtedy, w pewnym sensie w zastępstwie, seria ceramicznych broszek oczywiście kocio-swetrowych ;) (Tu można je zobaczyć -> "Okocenie")
Odpuściłam zatem ten pośpiech i haftowałam tylko wtedy gdy zdarzało mi się usiąść przed telewizorem (czyli nieczęsto). 
Ostatecznie wczoraj dokończyłam haft późnym wieczorem i zostawiłam na biurku.
Rano zadziałał jak prowokacja - przecież muszę zobaczyć czy to mi w ogóle się uda, muszę sprawdzić czy pamiętam jeszcze jak się robi na drutach (ohohoho jak dawno ostatnio to robiłam!), czy pamiętam jak oczka prawe powstają, jak lewe.
No i jak już skończyłam to z rozpędu złapałam aparat, zrobiłam zdjęcia i oto kociątko. 


Kot - broszka ma haftowany na jedwabiu pyszczek. Ten haft to kompletna improwizacja. 
Sweter udziergany własnoręcznie.
Wzrost niewielki - 6 cm.
Waga super lekka.
:)



W planie są jeszcze trzy takie koty, przynajmniej tyle łepków wyhaftowałam, ale spróbuję najpierw dokończyć "dziwny naszyjnik". 
;)

poniedziałek, 12 marca 2018

Ryszard.


Przybywam dziś do Was z krukiem Ryszardem. 
Trochę się nad nim namęczyłam bo tak jak wspominałam ostatnio dopadła mnie niemoc twórcza. W głowie widziałam go dokładnie, w takim grubym mięsistym swetrze, z potężnym dziobem, w tle "tapeta" piórkowa... i tylko przelać na papier ta myśl się nie chciała ;)
A jeszcze wymyśliłam sobie zdjęcie z nowym pupilem i to okazało się być również nie łatwe. Tak myślę, że zdjęcie ze zwierzątkiem to jeszcze nie jest temat zamknięty, namówię kogoś na współpracę żeby efekt był jednak fajniejszy.



A teraz porcja detali







Obrazek w rozmiarze A4 na brązowym papierze.


Nie wiedziałam, że tak trudno jest trzymać obrazek w poziomie (najtrudniejsze!), trzymać i sprytnie ukrywać pilota do aparatu i utrzymać w ryzach całą resztę ;)

piątek, 9 marca 2018

Letnia noc.


Letnia noc gdy panuje paskudne przedwiośnie?
A dlaczego by nie.
Przedwiośnie, ten moment gdy wszystko jest bure, brudne, chodniki zasolone, trawniki... mhmm może lepiej nie wnikać w szczegóły, to jedyny tak naprawdę czas w roku, którego nie lubię.
Najczęściej właśnie wtedy dopada mnie "niemoc". Wiem co chcę zrobić, narysować, stworzyć a tu nic. Siedzę przed kartką, nad kawałkiem gliny, kłębkiem nici i kompletnie nic z tego nie wynika. Od jakiegoś czasu udaje mi się to zniweczyć zmianą materiału. Nie idzie rysunek? Łapię za igłę. Glina nie słucha? Gdzież papier, ołówek? A może kupię sobie złoty tusz?
I tak to właśnie ostatnio wyglądało.
Męczyłam rysunek, już poukładany w głowie, tylko na papier przelać się nie chciał. Trochę mnie to złościło, więc powstał naszyjnik i pasujące do niego kolczyki. Niby komplet ale ponieważ nie przepadam za nimi, nie upieram się żeby kompletem był.
Z rozpędu powstały też kolejne kolczyki.
I znów się zacięłam. Tym razem ze zrobieniem zdjęć. Na szczęście odblokowało mi się przelewanie kresek na papier.
Ledwo skończyłam rysować odblokowało się robienie fotek.
Zatem dziś ceramika w koralikach, maleńki ptaszek wśród turkusowych listków na tle nocnego nieba. Na niebie księżyc jak rzęsa.

Na człowieku który udaje że jest lato, że ciepło tak właśnie się prezentuje ten zestaw.

A tak prezentuje się z bliska

Naszyjnik




i kolczyki



Nowy rysunek już wkrótce.
:)

niedziela, 4 marca 2018

Rudzielec.


Już wkrótce wiosna. Wyskoczą z ziemi smardze. Zanim pojawią się te prawdziwe dokładam do kolekcji ceramicznych grzybów takiego rudego, który dziś wyrósł na mszystej* górze.


Jego wzrost - 8 cm.
Średnica poniżej 3 cm.




* w roli mchu wystąpił porost chrobotek.