niedziela, 29 października 2017

Pojechałam na warsztaty i sama zrobiłam notes.


Spędziłam niedawno niemal tydzień w Warszawie. Tym razem nie jechałam tam by zwiedzać, oglądać wystawy, choć nie odpuściłam sobie i poza sobotą, o której za chwilę, pooglądałam miasto na piechotę, odwiedziłam Muzeum Powstania Warszawskiego, byłam w Łazienkach Królewskich.

Ale ta sobota!
To był najważniejszy punkt, to był powód wyjazdu.

Jakiś czas temu zaczęły mi się plątać po głowie różne, dobrze zapowiadające się pomysły i niezbędna do ich realizacji była mi wiedza. Koniecznie musiałam dowiedzieć się jak zrobić książkę. Nie narysować, nie zamarkować na ceramice, nie zrobić na oko, tylko zrobić tak jak trzeba i porządnie.

Kiedy i jak trafiłam na stronę (jangrochocki.pl), profil na FB i na informację o warsztatach prowadzonych przez Jana Grochockiego niestety nie pamiętam ale przekonał mnie ;)

Rzadko zdarza się żebym na coś czekała tak bardzo. Charakter mam raczej spokojny, a tu kompletne szaleństwo w głowie. Trochę jak dzieciak który krzyczy chcę! chcę! widząc super zabawkę.
Cudem jakimś udało mi się zaklepać miejsce i przez ponad miesiąc tylko udawałam normalną siebie. Wewnętrznie byłam jak nakręcona wiewiórka ;) Co chwilę, podekscytowana opowiadałam komuś że jadę na warsztaty. Troszkę się bałam czy się nie zawiodę, czy nie wyobrażam sobie zbyt wiele. Nie, nie zawiodłam się ani odrobinę. Oczekiwania nie przerosły rzeczywistości. Było świetnie, nauczyłam się dokładnie tego czego chciałam, dowiedziałam się więcej niż się spodziewałam, a wszystko w bardzo fajnej atmosferze.

Grupa była na tyle mała, że każdy kto potrzebował dowiedział się jak poradzić sobie z problemem który napotkał. A ja osobiście nie stresowałam się że ktoś mi patrzy na ręce - ogromnie tego nie lubię, natychmiast ręce mi się trzęsą i nic nie umiem zrobić.

Porcja zdjęć z warsztatów:

















Wszystkie notesy które powstały tego dnia:


W efekcie mam mój pierwszy, niedoskonały, własnoręcznie zrobiony notes i dawkę wiedzy w głowie.






Wspomniałam o wizycie w Łazienkach Królewskich więc na deser po tej ilości zdjęć "papierowych" mały oddech ;)





8 komentarzy:

  1. Zazdroszczę! Notes wygląda rewelacyjnie! Chciałabym też kiedyś nauczyć się szyć samodzielnie książki/notesy. Marzy mi się zrobienie tzw. książki artystycznej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To na dobry początek polecam warsztaty - świetna sprawa, dużo wiadomości, życie łatwiejsze ;)

      Usuń
  2. Podglądam pana Jana od jakiegoś czasu, bo też marzą mi się takie zajęcia... Lubię poznawać (dla mnie nowe, choć w rzeczywistości bardzo stare) różne techniki z różnych dziedzin życia... Ten warsztat tkwi głęboko we mnie (zaraz obok koronki klockowej, która też marzy mi się od dawna). Kiedyś dotrę...

    Dlatego zazdroszczę Ci, że dotknęłaś już tej wiedzy tajemnej, że już wiesz :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie warsztaty marzyły mi się tak delikatnie pewnie od kilku lat. Ogromnie się cieszę że w końcu się wybrałam. Wiem na razie tylko odrobinę ale to bardzo dobry początek :D

      Usuń
  3. Bardzo się cieszę, że połknęłaś "notesowego" bakcyla i że pojechałaś na takie warsztaty :) To wielka frajda móc sobie uszyć notes, szkicownik czy książkę właśnie tak, jak sobie człowiek zamarzy.
    Ja zaczynałam przygodę z szyciem książek od warsztatów u Wolfann, a potem wyszukiwałam sobie tutoriale w sieci. Jeśli będziesz chciała szyć trochę więcej i trochę wygodniej, to zrób sobie kołyskę do dziurkowania składek (http://paperchipmunk.com/?p=119) - naprawdę usprawnia pracę :)
    Trzymam kciuki za kolejne ręcznie szyte książki i notesy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marta ten temat chodził za mną już długo, tylko chodził tak delikatnie. W końcu dopadł mnie porządnie i już nie miałam wyjścia. Musiałam ;)

      Usuń
    2. :)
      Tak, człowiek czasem musi spełniać swoje marzenia, a nawet powinien.

      Usuń